Główny Strategia Kiedy biznes i życie zbiegają się: jak nieumarli z Hollywood łączą biznes muzyki i marihuany?

Kiedy biznes i życie zbiegają się: jak nieumarli z Hollywood łączą biznes muzyki i marihuany?

Twój Horoskop Na Jutro

Jesteś Hollywood Undead . Sprzedałeś miliony albumów. Zagrał wyprzedane koncerty i trasy na czterech kontynentach. Twoje transmisje przekroczyły granicę 1 miliarda. Piętnaście lat w branży, w której kariery często mierzy się miesiącami, wydajesz zabójczy nowy album, Nowe Imperium, tom. 1 .

jaka jest wartość netto Wayne'a Brady'ego?

I rozgałęziłeś się na biznes konopny uruchamiając własną firmę, Przemysł gołębi i granatów .

Co na pierwszy rzut oka nie ma sensu; jeśli chodzi o tradycyjne koła zamachowe, muzyka i marihuana tak naprawdę nie idą w parze.

Ale jako koło zamachowe stylu życia? Wtedy ma to o wiele więcej sensu.

Aby dowiedzieć się więcej, rozmawiałem z Johnnym 3 Tears (George Ragan) i J-Dog (Jorel Decker): Johnny o muzyce i nowym albumie, J-Dog o biznesie konopnym.

Najpierw: Johnny 3 Łzy.

Przeczytałem cytat, w którym powiedziałeś, że chcesz podejść do tego albumu, jak nigdy wcześniej. Jak zrównoważyć „nowe” bez pozostawiania wiernych fanów?

Zaufaj mi, dużo o tym myślimy.

Choć może nie tak bardzo, jak w przypadku nowego albumu, zmieniliśmy się trochę z płyty na płytę. To z pewnością ryzyko.

Ale bardziej bym się martwił o powielanie tego, co zrobiliśmy. Po piętnastu latach podejmowanie ryzyka sprawia, że ​​jest to dla nas interesujące. I, jak się okazuje, dla naszych fanów.

Mimo to: jesteś w muzyce biznes . Musisz zrównoważyć tworzenie muzyki, którą kochasz, z tworzeniem muzyki, którą ludzie chcą usłyszeć.

Prawdziwe. To jest biznes. I to jest bezwzględny biznes. (Śmiech) Możesz szybko przejść od bycia na szczycie gry... do wczorajszych wiadomości.

Ogólnie rzecz biorąc, pierwszy benchmark jest nasz własny. Jeśli nie kochamy tego, co robimy, trudno to „sprzedać”. Jeśli to kochamy, po tym wszystko się układa. To może być przypadek, ale myślę, że to z powodu energii, którą komunikujemy.

A także eliminuje zwątpienie: jeśli wierzę, mogę przeforsować.

Ten wzorzec to miejsce, w którym ustalamy standard. Mieliśmy ludzi z A&R, którzy chcieli zmian, którzy chcieli, abyśmy poszli w różnych kierunkach... i za każdym razem nam się to nie udawało.

Nigdy nie odbieraj twórcom wiary i nie wkładaj jej w cudze ręce. Wtedy liczysz pieniądze zamiast piosenek.

Wspomniałeś o zwątpieniu. Sztuka jest subiektywna. Jak radzisz sobie z ludźmi, którym może nie podobać się to, co robisz?

Mieliśmy swój udział w przeciwnościach losu. Kiedy zaczęliśmy jeździć do Europy... publiczność może być z wami naprawdę szorstka. (Śmiech.) Zostaliśmy wygwizdani, rzucono w nas butelkami, przeszliśmy przez długi okres zamglenia... jeśli nie wierzysz w to, co robisz, szybko zaczniesz wierzyć, że ci ludzie mają rację.

Moje podejście polegało na oddaniu im tego. Jeśli ktoś dał mi palec, oddałam mu go. Jeśli ktoś na mnie krzyczał, odkrzykiwałem. Zamieniłem to w grę. (Śmiech.)

Ale zawsze wierzyłem w to, co robimy. Pomyślałem: „Musimy zrobić tylko trochę więcej, żeby przekonać tych dupków”. (Śmieje się) Więc po prostu zaczęliśmy się z nimi bawić.

Niemcy były dla nas najtrudniejszym rynkiem europejskim i, jak na ironię, jest teraz największym. Odepchnij się, a zdobędą szacunek dla ciebie – tak jak pozwolili ci dołączyć do klubu.

Zasadniczo nigdy nie wpłynęło to na mnie tak bardzo, jak teraz. Byłem młody i pełen ego i dumy... niebezpieczna ilość ego może cię wiele przeżyć. (Śmiech.)

Z drugiej strony, w Ameryce złamałeś się bardzo szybko.

Stany Zjednoczone były niemal natychmiastowe. Nie będę kłamać: to było oszałamiające.

Wszyscy próbowaliśmy z różnymi zespołami, w takiej czy innej formie, i nic się nie wydarzyło. Hollywood Undead było tak naprawdę tylko miejscem, w którym można było pisać muzykę. Nie mieliśmy wielkich nadziei.

Potem wszystko wybuchło. Zaczęliśmy koncertować i grać dla dziesięciu czy piętnastu osób... i nagle graliśmy dla 500 do 1000 osób.

Patrzyliśmy na siebie i mówiliśmy: „Wszyscy ci ludzie chcą zobaczyć” nas ? (Śmiech.)

Ale to, co naprawdę mnie wkurzyło, to wyjazd do Europy i Ameryki Południowej, gdzie angielski nie jest ich językiem ojczystym... a publiczność znała każde słowo każdej piosenki. Byliśmy w Rosji i ludzie znali każdy tekst.

W muzyce jest magia. Muzyka pozwala dotykać ludzi, których nigdy byś nie spotkał… ale dzięki muzyce nawiązujesz kontakt. To jedna z najlepszych rzeczy w muzyce: możliwość dotknięcia kogoś, z kim w żadnych innych okolicznościach nigdy byś się nie skrzyżował.

Wielu artystów twierdzi, że albumy już nie zarabiają pieniędzy. Jaka jest strategia nowego albumu?

Na nowej muzyce ciężko zarobić.

Mówiąc tylko za siebie, chodzi o ekspresję i połączenie. Robię dużo muzyki, której nie sprzedaję. Nie dla wytwórni, nie po to, żeby występować... tylko na własny użytek. Bez względu na to, czy ktoś mi płacił, czy nie, nadal spędzałbym tyle samo czasu na tworzeniu muzyki. Mam szczęście, że mogę zarabiać na życie robiąc to, co i tak bym zrobiła.

Znam wielu naprawdę dobrych muzyków, którzy nigdy nie mieli tyle szczęścia. Z jakiegoś powodu to nie zadziałało, nie nawiązali właściwego połączenia… jest mnóstwo ludzi, których muzyka nigdy nie ujrzała światła dziennego. Miałem szczęście w przeciwnym sensie.

Oczywiście wymaga to też poświęcenia. Jeśli nie pracujesz ciężko, ktoś inny... iw końcu zostaniesz na uboczu. Musisz być lepszy.

Podsumowując, zawsze będę pisał muzykę. Mam po prostu szczęście, że mogę to robić również na życie.

Czy denerwujesz się przed występem? A jeśli tak, jak sobie z tym radzisz?

Jestem dość zamknięty w sobie. Zanim wyjdę na zewnątrz, żeby odebrać pocztę, sprawdzam, czy ktoś tam jest, z kim mógłbym porozmawiać. Przesadzam, ale niewiele. (Śmiech.)

Jeśli chodzi o występy, to nie mam systemu. Po prostu idę.

Przeczytałem wywiad z Elvisem, w którym powiedział, że nigdy nie zagrał koncertu, w którym by się nie denerwował. Jeśli ktoś taki jak Elvis się denerwuje... to zdecydowanie w porządku dla kogoś takiego jak ja. (Śmiech.)

Jeśli chcesz dać publiczności coś, co sprawi, że będą szczęśliwi, będziesz się denerwować. ty powinien być nerwowym.

To znaczy, że ci zależy.

Niektórzy artyści twierdzą również, że ich poziom kreatywności zmniejszył się wraz z wiekiem. Ty?

Przez długi czas żyłem naprawdę autodestrukcyjnym stylem życia i odkryłem, że rzeczy, przez które przeszedłem, zawsze były dla mnie źródłem inspiracji, kiedy piszę muzykę. Przechodząc przez trudne doświadczenia... kiedy muszę napisać muzykę, potrafię się w tym dobrze zagłębić. Chociaż nie żyję już w ten sposób, ból wciąż tam jest.

Nie piszę piosenek o parkach i słońcu. Kocham takie zespoły, ale nie tym się zajmuję. Tak więc: Dla wszystkich celów i celów, wszystko, co muszę zrobić, to usiąść przez kilka minut i pomyśleć o czymś z przeszłości.

Pomyśl o tym w ten sposób. Jeśli twoje życie jest wspaniałe, trudno jest pisać muzykę. Muzyka pochodzi z serca, a dokładniej z bólu serca, więc zawsze mogłem czerpać z tych doświadczeń.

Poza tym największą wspólną cechą ludzi nie są pozytywne doświadczenia. Wielu ludzi nie doświadcza wielu pozytywów. Ale każdy przeżywa ból serca. Każdy traci ludzi. Wszyscy zakochują się i odkochują.

Nieważne kim jesteś... wszyscy przez to przechodzimy.

W tym sensie moja praca jest prawie jak terapia. Jeśli zrobię to dobrze, mogę powiedzieć coś, czego nie możesz powiedzieć, coś, czego nie możesz wyrazić… ale to łączy się z tobą i prawdopodobnie pomaga ci przejść.

To banał, ale to naprawdę błogosławieństwo móc dzielić się tymi chwilami z innymi ludźmi poprzez muzykę.

A teraz moja rozmowa z J-Dogiem:

Widziałem Twój film o biznesie konopnym i uderzyło mnie, że kochasz ten proces tak samo jak efekt końcowy. I że jesteś też może trochę obsesyjny, gdy znajdziesz coś, czego chcesz się nauczyć.

Uwielbiam ten proces. Gdybym nigdy nie zarobił ani dolara, robiłbym dalej to, co robię.

Ludzie stracili połączenie z roślinami. Troska o rośliny obudziła we mnie coś. To jest w naszym DNA. Każdy powinien mieć co najmniej jedną roślinę do pielęgnacji. Uczy cierpliwości i odpowiedzialności... i może wprowadzi trochę zen w życie ludzi.

Dbanie o rośliny to świetna metafora życia. Z roślinami musisz dowiedzieć się, co jest dla nich dobre, dostosować do nich środowisko… nie możesz po prostu robić tego ty chcieć.

To naprawdę stawia życie i nasze w nim miejsce w perspektywie.

Pomiędzy muzyką a biznesem konopi, jak równoważysz swój czas?

To niezwykle trudne. Na szczęście szybko się nudzę. (Śmiech.)

Mam problemy z odprężeniem się, piłem dużo alkoholu... i zdałem sobie sprawę, że się zabijam.

Muzyka to terapia. Rośliny to terapia. Muzyka i rośliny mnie uspokajały. Nigdzie indziej nie mogę siedzieć spokojnie przez pięć minut, ale mogę godzinami siedzieć samotnie w ogrodzie.

Dużo mówisz o swoim zespole. Czy ci się to podoba, czy nie, musiałeś zostać liderem.

Szczerze mówiąc, bycie liderem to coś, co szczególnie mi się nie podoba. Ale to oczywiście ważne.

Zostałem wysłany do obozu szkoleniowego, gdy miałem trzynaście lat. Zrobili ze mnie brygadzistę pięćdziesięciu dzieciaków, większość starszych ode mnie, większość gorszych ode mnie (śmiech)... jakoś to rozgryzłem.

Powiedziałem im: „Jeśli pracujemy ciężko i szybko, możemy się zrelaksować. To o wiele lepsze niż powolna i długa praca.

I zadziałało.

Ostatecznie przywództwo polega na pomaganiu ludziom w ustaleniu ich własnego celu, własnych powodów, dla których robią to, co należy zrobić.

I jest jeszcze jedno: nie chcę stracić koleżeństwa, aspektu „nastoletniej przyjaźni”. Jak tylko coś staje się stricte biznesowe, przestaje być zabawne.

Pieniądze też nie są odpowiedzią. Mam szczęście, że się domyśliłem. Nie potrzebujesz wielu rzeczy, nie potrzebujesz wielkich domów... Mam przyjaciół, którzy podróżują po świecie, którzy są brudni i szczęśliwsi ode mnie. (Śmiech.)

Do branży weszli wielcy gracze. Jednak gdy odniesiesz większe sukcesy, staniesz się także wielkim graczem. Jak uchronisz się przed niektórymi rzeczami, których, jak sobie wyobrażam, nie lubisz w operacjach na duże pieniądze?

Masz rację. Ostatnią rzeczą, jakiej pragniemy, jest stanie się maszyną, z którą walczymy.

To może być zrobione. Inna marka, Jungle Boys, odniosła duży sukces. Są też przeciwni establishmentowi. Nie sprzedają dużym korporacjom. Są hodowane w domu. Opowiadają o własnych społecznościach, dają pracę miejscowym... to jest możliwe. Takie operacje są inspiracją w tej branży.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie ma żadnej synergii między Hollywood Undead i Dove & Grenade.

Jeszcze nie, a może nigdy.

Na przykład ludzie przeceniają siłę mediów społecznościowych. Myślą, że jeśli napiszesz o produkcie na koncie zespołu... Twój produkt będzie ogromny. Po prostu tak nie jest.

ile lat ma Vincent d'onofrio

Jeśli chodzi o jej promocję, o promowanie Dove & Grenade wśród fanów Hollywood Undead... chociaż wielu fanów popiera markę, ja jej nie forsuję. Ostatnią rzeczą, jaką robimy, jest sprawienie, by dzieci zaświeciły się. Po prostu uprawiamy coś, co uwielbiamy rozwijać, a jeśli ci się to podoba, to wspaniale.

Od dawna jestem zanurzony w biznesie, w rozwoju. Mogłem to zrobić sam.

Ale chłopaki z mojego zespołu to moi najlepsi przyjaciele. Chcę, żeby wszyscy byli szczęśliwi. Chcę, żeby wszyscy odnieśli sukces.

Nie chcę być facetem mieszkającym w wielkim domu na wzgórzu, z moimi przyjaciółmi na dole.

Widziałem to - i po prostu nie podoba mi się, jak to wygląda.