Główny Wydajność Dlaczego nie wszyscy przeszli na Dokumenty Google?

Dlaczego nie wszyscy przeszli na Dokumenty Google?

Twój Horoskop Na Jutro

Historia zaawansowanych technologii jest pełna przykładów aplikacji wolnego oprogramowania, które całkowicie zniszczyły swoje płatne odpowiedniki. Na przykład użytkownicy, którzy płacili za przeglądarki internetowe. To samo z narzędziami do śledzenia finansów osobistych, takimi jak Quicken i Microsoft Money.

Proces wymiany jest zazwyczaj przyspieszony, gdy firma stojąca za darmowym produktem ma głębokie kieszenie i wyrzuca pieniądze na rynek, aby zdobyć większy udział, tak jak wtedy, gdy Microsoft użył Internet Explorera, aby w zasadzie zabić Netscape, który kiedyś miał 80% udziału w rynku.

hilary farr mąż Gordon farr

Więc można by pomyśleć, że Google Dokumenty — bezpłatny produkt wspierany przez firmę tak dużą i potężną jak „Alphabet” — już zniszczyłyby udział w rynku Microsoft Word, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Word wygląda i sprawia wrażenie zaprogramowanego dwie dekady temu.

Ale pomyślałbyś źle, ponieważ Słowo łatwo się trzyma przeciwko Dokumentom Google. Microsoft nie został nawet zmuszony do obniżenia cen, aby konkurować z „darmowym”. Niepowodzenie Google Docs w nadszarpnięciu udziału Worda musi doprowadzić zespół Google do absolutnego szaleństwa.

Co daje?

Być może słyszałeś powiedzenie „to nie jest błąd, to funkcja!” Zaczęło się od wewnętrznego żartu wśród programistów, ale od tego czasu stało się popularnym sposobem na przekształcenie czegoś negatywnego w coś pozytywnego.

Cóż, chociaż nie jest to tak dobrze znane, jest druga strona tego pojęcia: funkcja, która w rzeczywistości jest błędem. I tak jest w przypadku Dokumentów Google. Jego najbardziej chwalona funkcja i centrum projektowania — możliwość jednoczesnej pracy wielu osób nad jednym dokumentem — jest poważną wadą projektową.

Kristen ledlow wysokość w stopach

Wiele osób „współpracujących” nad tym samym dokumentem brzmi jak dobry pomysł — podobnie jak osoby „współpracujące” w biurach na planie otwartym brzmi jak dobry pomysł. Ale nie jest. To bardzo głupi pomysł z dwóch powodów:

Po pierwsze, grupowe pisanie – czy to prowadzone w sali konferencyjnej, czy online – zawsze prowadzi do werbalnej papki. Ogromna część tego, co sprawia, że ​​dokument jest czytelny i zrozumiały, to pojedyncza wizja sposobu przekazywania idei. Zbyt wielu kucharzy psuje rosół.

Po drugie, gdy wiele osób pracuje nad tym samym dokumentem, punkt ciężkości zmienia się z komunikacji z (przyszłym) czytelnikiem na komunikację z innymi autorami i redaktorami.

Po trzecie i najważniejsze, pisanie jest, a raczej powinno być, prywatną działalnością, w której prace w toku najlepiej trzymać blisko klatki piersiowej. Jak dziennikarz cytowany w Slate niedawno powiedział:

jakiej narodowości jest cameron dallas

„Kiedy piszesz, najbardziej boisz się, że piszesz śmieci. Jeśli ktoś po drugiej stronie patrzy, jak przepisuję to zdanie 30 razy, to jest to upokarzające.

Natomiast centrum projektowe dla Microsoft Word to tradycyjny model „własności dokumentu”. Chociaż Word może być używany w sposób podobny do Dokumentów Google, domyślnie pracujesz nad wersją roboczą, która należy do CIEBIE. Po przesłaniu go do recenzji dokument (zazwyczaj chroniony przez kontrolę zmian) należy do redaktora lub kolejnych redaktorów. Kiedy dokument wróci ze znacznikami, ponownie należy do CIEBIE.

W ten sposób Microsoft Word unika pułapki pisania grupowego i bardziej naturalnie odtwarza relację między pisarzem a redaktorem, która wygenerowała nie tylko całe wspaniałe pisarstwo biznesowe, odkąd ludzie zaczęli pisać o biznesie, ale także każde dzieło wielkiej literatury od czasu wynalezienia pisma.

To, co jest naprawdę zabawne w niepowodzeniu Dokumentów Google, to fakt, że Google zaprojektował produkt w oparciu o ten sam rodzaj skandalicznej, pseudonaukowej biz-blab, który został użyty do uzasadnienia biura na planie otwartym, które szybko staje się znane jako najgłupsza moda na zarządzanie wszech czasów.

Ponieważ wszyscy w Google już dawno połknęli „współpracę” Kool-Aid, jest mało prawdopodobne, że zerwą funkcję „wspólnego pisania” Dokumentów Google, którą błędnie i głupio uważają za największą przewagę konkurencyjną ich produktu.

To zdumiewające, jak głupi bywają czasami mądrzy ludzie, co?