Jest znane jako jedno z najbardziej prestiżowych stowarzyszeń wywiadowczych na świecie, a mimo to Mensa, organizacja, która przyjmuje każdego z IQ na poziomie 98. percentyla lub wyższym, bardzo ostrożnie trzyma się z dala od określania siebie jako „społeczeństwo geniusza”. W rzeczywistości trudno byłoby nawet znaleźć słowo „geniusz” w dowolnym miejscu na stronie internetowej Mensy. Nic więc dziwnego, że kiedy redaktor Nautilusa Claire Cameron przeprowadził wywiad z pięcioma członkami organizacji o znaczeniu geniuszu, wszyscy odsunęli się od etykietowania siebie jako takich.
Oto trzy najważniejsze wnioski z wywiadu:
1. Geniusz niekoniecznie musi być mierzony ilościowo. „Jeśli zdasz ten test, dowodzi to tylko, że masz pewne IQ” – mówi emerytowany dyrektor finansowy Richard Hunter. „To nie to samo, co uczynienie z ciebie inteligentnej osoby, nie mówiąc już o geniuszu. Możesz mieć bardzo wysoki IQ i być kompletnym idiotą. Konsultant biznesowy LaRae Bakerink podkreśla, że geniusz to pojęcie bardzo względne. „Uważam się za mądrzejszego niż przeciętny niedźwiedź” – mówi. „Nie uważam się za geniusza. Myślę, że to dlatego, że widzę rzeczy, które zrobili inni ludzie, rzeczy, które stworzyli, odkryli lub wymyślili, i patrzę na tych ludzi z podziwem, ponieważ nie mam takiej zdolności”.
2. Kanye West i „Teoria Wielkiego Wybuchu” to kiepskie wzory do naśladowania. Arogancja jest niestosowną cnotą nawet dla utalentowanych, mówi dyrektor biznesowy Bikram Rana. „Jeśli pomyślisz o kimś takim jak Kanye West, który jest uważany za geniusza, ale wtedy część tego blasku zostaje mu odebrana, gdy tak wysoko mówi o sobie. Myślę, że tylko w bardzo wybranych przypadkach nazywanie siebie geniuszem nie odbiera mu blasku. Bakerink wspomina o popularnym programie telewizyjnym „Teoria wielkiego podrywu”: „Chociaż celebrują swój geniusz, śmieją się z niego. Ale z drugiej strony sprawiają, że wyglądają jak ludzie. Geniusze nie zawsze byli przedstawiani w ten sposób.
3. Mensa jest bardziej organizacją społeczną niż cokolwiek innego. „Dołączyłem, ponieważ moja mama naprawdę tego chciała” – zauważa z przekąsem Bakerink. „Ale kiedy zacząłem chodzić na spotkania, wcale nie o tym myślałem. To ludzie byli zrelaksowani i spokojni. Dziennikarz Jack Williams woli metaforę pubu: „Zdecydowanie są ludzie, którzy mają tę społeczną niezręczność, której oczekujesz od tego rodzaju rzeczy, ale kiedy już to miniesz, to tak jak rozmawianie z różnymi ludźmi w barze – a przynajmniej , w 9 na 10 przypadków”.